Nad jeziorami Como i Lugano

W niniejszym wpisie znajdziecie odpowiedź na pytania:

  • Czy w podróż samolotem mogę zabrać ze sobą powerbanka?
  • Czy we Włoszech czas płynie wolniej?
  • Czy wypożyczenie samochodu to atrakcja dla zwykłych śmiertelników?
  • Czy we Włoszech można zamówić „kawę”?
  • Jak mówi się dzień dobry „po szwajcarsku”?  🙂
  • Jak nie rezygnować z internetu w Szwajcarii oraz za darmo dzwonić i wysyłać SMSy?
  • Jak zaoszczędzić przy zakupie jedzenia w McDonald’s?

Lugano – stacja dawnego funicularu / Źródło własne

Początek podróży i przygoda na lotnisku

26 marca przypada dzień urodzin Ani – mojej kochanej żony. Pomimo trwającego remontu w naszym mieszkaniu oraz faktu, że od dwóch tygodni żyjemy „na garnuszku” rodziców – oczywiście wbrew krytyce z ich strony – postanowiłem wybrać dla Ani najlepszy z możliwych prezentów – podróż 🙂

Ania już dawno zaplanowała sobie wolne na 01.04., co stało się idealną okazją, by zaplanować przedłużony weekend. Swoją podróż zaczęliśmy wieczornym lotem do Bergamo. Sytuacja o tyle ciekawa, że rano byliśmy jeszcze w Wielkopolsce, a do mieszkania w Warszawie trafiliśmy dopiero na 2h przed planowanym lotem. Swoje rzeczy spakowaliśmy w plecak i siatkę – o tym, jak ekonomicznie zapakować się na wyjazd, piszę w oddzielnym poście. Bilety zakupione w wiosennej promocji WizzAir kosztowały 200 zł za 2 osoby w 2 strony, do tego należy doliczyć koszt wynajmu samochodu (ok. 450 zł wraz z ubezpieczeniem) oraz paliwa. 

Na lotnisku spotkało nas małe zaskoczenie, gdy podczas standardowej kontroli bezpieczeństwa, zwrócono mi uwagę, iż powerbank, który próbuję przewieźć w bagażu podręcznym jest za duży. Fakt – znałem te przepisy już wcześniej, gdyż chociażby podróżując przez Chiny, niejednokrotnie byłem świadkiem, jak skrupulatnie była sprawdzana ich pojemność, jednak w ostatnim miesiącu (fartem?) udało mi się tego samego powerbanka przewieźć ze sobą na 5 lotach, w Europie i Azji. Zasady przewozu powerbanków i  innych baterii (np. zastępczych akumulatorów do aparatu) są jednak jasne. Powerbank możesz umieścić tylko w bagażu podręcznym. Zabronione jest przewożenie powerbanków w bagażu rejestrowanym. Na pokład samolotu możesz zabrać powerbank o mocy poniżej 100 Wh. Powerbanki o mocy od 100 Wh do 160 Wh możesz przewozić tylko za zgodą przewoźnika. Mój powerbank miał pojemność 50000 mAh, czyli aż 250 Wh. Jeśli macie powerbanki o pojemności baterii nie przekraczającej 20000 mAh nie musicie się o nic martwić. Powyżej tej granicy – do 32000 mAh – swobodnie możecie zabrać je na pokład po uprzednim zgłoszeniu przy stanowisku check-in.

Mała rzecz, jednak warto o niej pamiętać. Mi polecono utylizację urządzenia, jednak potem przypomniało mi się, że na lotnisku Chopina, na pierwszym piętrze, jest przecież placówka Poczty Polskiej. Mając jeszcze zapas czasu przed lotem, zostawiłem Anię z bagażami w strefie wolnocłowej, a sam udałem się na pocztę, a po nadaniu powerbanka, przeszedłem ponownie kontrolę bezpieczeństwa i razem dotarliśmy do bramki.

Zabierając powerbanka w podróż samolotem, pamiętajmy o sprawdzeniu jego pojemności! / Źródło: Photo by EmShuvo: https://www.pexels.com/photo/a-person-holding-a-powerbank-4812315/

Włochy – pierwsze wrażenie

Po krótkim, ledwo dwugodzinnym locie, zgodnie z instrukcją otrzymaną wcześniej z wypożyczalni, udaliśmy się na parking, przy którym miał czekać na nas bezpłatny bus, zabierający ludzi do biur, gdzie znajdują się samochody. I tutaj pierwsze zdziwienie – podejście Włochów do czasu jest raczej względne. Tu czas płynie jakoś wolniej, a słowa wypowiedziane przez kierowcę, że odjedziemy za 10 min, sprawiły, że na odjazd czekaliśmy nie mniej niż 40 min. Przypominam sobie historie, gdy organizując wymiany młodzieżowe, w których brali udział Włosi, informując np. o godzinie zbiórki, zawsze podawaliśmy 2 różne czasy – np. 8.00 dla całej grupy, natomiast 7.20 dla Włochów. Wtedy był chociaż cień szansy, że odjedziemy punktualnie. Widać przez lata nic się nie zmieniło. To chyba taka ich cecha narodowa – zawsze się spóźniać albo po prostu się pnie spieszyć 🙂 🙂

W końcu dotarliśmy do biura, gdzie sprawnie przeszliśmy przez proces wydania samochodu, choć również tutaj „sprawnie”, w obliczu podejścia Włochów do czasu, może wydawać się trochę przesadzone. Na miejscu napotkaliśmy problem polegający na tym, że karta kredytowa, którą chcieliśmy zabezpieczyć depozyt związany z potencjalnym uszkodzeniem samochodu nie została wydana na nazwisko głównego kierowcy. Wcześniej wiele razy wypożyczaliśmy już samochód za granicą, jednak potencjalne szkody albo zabezpieczało dodatkowe ubezpieczenie albo właśnie moja karta kredytowa, nawet gdy głównym kierowcą był ktoś inny. Warto o tym pamiętać – do wypożyczenia samochodu za granicą prawie zawsze konieczne jest posiadanie karty kredytowej i musi to być karta z wyraźnym oznaczeniem tego, że jest to karta kredytowa. Karty Visa i MasterCard wydawane do polskich kont osobistych są kartami debetowymi i nie wystarczą do zabezpieczenia depozytu w wypożyczalni. Trzeba więc zadbać już przed wyjazdem o to, by główny kierowca posiadał kartę wydaną na swoje nazwisko. W przeciwnym wypadku zmuszeni będziemy (choć nie zawsze jest taka możliwość!) wykupić dodatkowe ubezpieczenie pokrywające nasz udział w potencjalnych szkodach. Na szczęście nam wypożyczalnia zaproponowała takowe za kwotę 50 €, tym razem obyło się więc bez karty kredytowej.

Wypożyczenie auta segmentu A (np. Renault Twingo) to koszt ok. 30 € za dobę bez dodatkowych opcji ubezpieczenia / Źródło własne

Bellagio – u szczytu jeziora Como

Ania od zawsze chciała zobaczyć malownicze jezioro Como, a ja od zawsze chciałem je jej pokazać. Dawno temu, gdy dopiero zaczynaliśmy podróżować kupiłem bilety do Bergamo i miałem przyjemność zachwycić się wiosennym widokiem na jezioro z miejscowości Lecco, po wschodniej części jeziora. Z reguły unikamy tłumnych, typowo turystycznych miejsc, a takim wydaje się być miejscowość Como – która swoją nazwę wzięła właśnie od jeziora i jest chyba najsłynniejsza w okolicy. Po wcześniejszym rozeznaniu, na nocleg wybraliśmy miejscowość Bellagio, znajdującą się u szczytu jeziora, tuż przy jego rozwidleniu na dwie gałęzie – jedną kończącą się w Como, a druga – w Lecco.

Como, Bellagio i Lecco na tle jeziora Como / Żródło: Mapy Google

Bellagio połóżone jest nieco ponad 60 km od lotniska w Bergamo, droga zajęła nam więc dobrą godzinę. Na nocleg wybraliśmy gospodarstwo agroturystyczne La Derta w samym sercu tej malowniczej miejscowości. Zmęczeni drogą, wciąż myślący o trwającym w Warszawie remoncie, położyliśmy się spać. Następnego dnia poznaliśmy Dertę – właścicielkę gospodarstwa. To przemiła, energiczna kobieta, która stara się spełnić każdą potrzebę swojego gościa. Na potwierdzenie mogę tylko powiedzieć, jak pyszne było śniadanie, wykonane w 100% z naturalnych produktów. Niezapomniany smak tostów z masłem (naturalnym!) oraz dżemem spowodował, że dostaliśmy zastrzyk energii do zwiedzania. Po śniadaniu pożegnaliśmy się z Dertą i zrobiliśmy krótki spacer po gospodarstwie. Naturalne produkty to nie jedyny jego urok. Spośród budynków wydobywał się bowiem piękny widok na góry 🙂

Atrakcją Bellagio jest ogród botaniczny znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstwa Derty. Giardini di Villa Melzi dostępne są dla nas za darmo po okazaniu kartki odręcznie napisanej przez Dertę. W ogrodach możemy nie tylko spotkać ciekawą florę, lecz także podziwiać widok rozpościerający się na jezioro i Alpy. Spacer w ogrodach kończymy świadomością, że wciąż jeszcze nie wypiliśmy włoskiej kawy. Udajemy się więc do knajpki nieopodal centralnego punktu widokowego, a gdy już siedzimy, przypomina mi się anegdota o tym, że zamówienie „kawy” we Włoszech to profanacja tego smakowitego trunku. Owszem, możemy we Włoszech zamówić espresso, cappuccino, latte machiato, itp. – ale nigdy, przenigdy nie próbujcie we Włoszech zamówić po prostu „kawy”! Decyduję się na cappuchino oraz panini, Przepyszne drugie śniadanie z widokiem na jezioro Como! Ciepły powiem wiatru i śpiew ptaków – wiosna w pełni.

Drzewa w Gardini di Villa Melzi / Źródło własne

Lugano – włoskojęzyczna stolica banków

Ruszamy w dalszą drogę z dobrą energią. Decydujemy się nie skorzystać z promu przewożącego ludzi i samochody na drugą stronę jeziora, więc do Lugano docieramy w półtorej godziny drogą lądową. W międzyczasie czytamy ciekawostki o tym mieście i o Szwajcarii w ogóle, a mi przypomina się sytuacja, w której kiedyś, po wylądowaniu w Bazylei, usłyszałem głos dziecka pytającego po polsku: „Mamo, a jak powiedzieć dzień dobry po szwajcarsku?” 🙂 Śmiechu było co niemiara, zarówno ze strony rozkojarzonych rodziców, jak i mojej, dlatego, że w Szwajcarii mieszkańcy, w zależności od regionu, posługują się czterema głównymi językami oraz ich dialektami. Lugano jest stolicą włoskojęzycznego regionu Ticino – tu należałoby więc powiedzieć „Buongiorno„. W innych regionach natomiast mówi się jeszcze po francusku, niemiecku oraz retoromańsku. Ten kulturowy misz-masz widać nie tylko podczas rozmowy, lecz także np. kosztując szwajcarskiej kuchni – znajdziemy tu znakomicie wymieszane wpływy m.in. włoskie, francuskie i niemieckie, Kolejną ciekawostką jest to, że Lugano stanowi największe po Zurychu centrum bankowości w Szwajcarii.

Główny deptak w Lugano i widok na Alpy / Źródło własne

Granicę przekraczamy łatwo i szybko, Szwajcaria – pomimo tego, że nie jest członkiem Unii Europejskiej – jest częścią obszaru Schengen, w którym nie obowiązują kontrole na granicach wewnętrznych. Wobec faktu, że wyjeżdżamy poza terytorium Unii Europejskiej, musimy pamiętać, że w Szwajcarii nie obowiązują stawki roamingowe przewidziane dla krajów UE, zatem wskazane jest, aby w swych urządzeniach wyłączyć transmisję danych. W przeciwnym wypadku skazani będziemy na bardzo wysokie opłaty związane z korzystaniem z internetu poza unijną strefą Roam Like At Home. Nie oznacza to jednak, że musimy całkowicie rezygnować z dostępu do internetu, ten może się przecież przydać – chociażby do nawigacji. Jeśli nie chcemy lub nie mamy czasu kupować lokalnej karty SIM, możemy skorzystać z pomocy technologii e-SIM, o ile nasz telefon ją wspiera. Mój wspiera – dlatego już wcześniej kupuję za kilka euro pakiet danych w dedykowanej aplikacji (znajdziecie ich wiele wpisując frazę „e-SIM” w Google Play). Jeśli nie macie telefonu, który wspiera technologię e-SIM, serdecznie polecam zakup karty eSIM.me, która wraz z aplikacją daje dokładnie te same możliwości. Przy wielu podróżach taka technologia to zbawienie, wysiadasz z samolotu w Szwajcarii, czy w Tajlandii i już masz dostęp do internetu!

Lugano zwiedzamy szybkim truchtem, wystarczająco jednak, by poczuć lokalny klimat. Spacer zaczynamy na promenadzie biegnącej wzdłuż jeziora nazywającego się tak samo jak miasto. W oddali dostrzegamy kolejkę (funikular) biegnącą na szczyt góry, z której rozpościera się widok na całe miasto. Niestety nie mamy wystarczająco czasu, chcemy jeszcze przed zmierzchem dotrzeć do Liechtensteinu, dlatego wybieramy schody do starej stacji kolejki, znajdujące się wystarczająco wysoko, by dostrzec piękno panoramy miasta.

Jak zwykle kłócimy się o jedzenie – wciąż nie możemy się zdecydować, co i gdzie zjeść, dlatego (również jak zwykle!) nasza przygoda kończy się w McDonaldzie. Z pomocą przychodzi aplikacja McDonald’s – ta sama, której większość z Was używa w Polsce. Z okazyeah można skorzystać bowiem na całym świecie! Wystarczy nacisnąć ikonę trzech kresek w lewym górnym rogu aplikacji, a następnie na samym dole, wejść w menu wyboru kraju i języka. Może nie jest to miejsce, w którym można zjeść zdrowo, ale na pewno, szczególnie w drogich krajach, jak Szwajcaria, czy Islandia, można w nim zjeść tanio.

[ obrazek wyróżniający: jezioro Como / Żródło własne ]

Comments

  1. These are actually impressive ideas in about blogging. You have touched some nice factors here.
    Any way keep up wrinting.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *