Z niniejszego postu dowiecie się m.in.:
- Dlaczego dopiero niedawno otwarto wybudowane już w 2012 roku lotnisko w Berlinie?
- Na czym polega międzylądowanie oraz czy wolno przewozić płyny, gdy podczas międzylądowania opuszczamy strefę celną Unii Europejskiej?
- Czy w takich liniach lotniczych Scoot obsługa lotu sprzedaje zdrapki, jak w europejskim Ryanair?
- Co można robić w czasie długiego transferu na lotnisku Singapur Changi?
- Czy na pokładzie samolotu możemy przewozić narzędzia oraz wyroby medyczne w postaci płynu o pojemności większej niż 100 ml?
Wycieczkę zaczęliśmy od bardzo sprawnego transferu z Warszawy na lotnisko w Berlinie. Od niedawna w Berlinie funkcjonuje jedno lotnisko, które zastąpiło dwa stare – Schonefeld i Tegel. Ciekawostką jest, że lotnisko wybudowano już w 2012 r. lecz otwarto dopiero w październiku 2020 r., z tego powodu, że nie udało się przejść odbiorów technicznych. Berlin Brandenburg przez ten czas funkcjonował jako „lotnisko – widmo”. Sytuacja rodem z rodzimego Radomia. To moja pierwsza podróż z wylotem z tego lotniska. Wcześniej miałem okazję lądować na nim podróżując ze Stambułu.
Trafiliśmy na bardzo miłą obsługę, dzięki której szybko przeszliśmy kontrolę bezpieczenstwa. Tym razem zabrałem ze sobą power banki odpowiedniej pojemności (dlaczego przed lotem należy sprawdzić pojemność power banka przeczytasz tutaj). Przed nami podróż do Aten, a potem długi, bo prawie 12h, miedzykontynentalny lot do Singapuru, toteż w Berlinie robimy szybkie zakupy, które mają nam „umilić” podróż (pewnie wiecie o co chodzi :))
Po zakupach kierujemy się do bramki i tutaj pierwsze zdziwienie. Po drodze trafiamy na kontrolę graniczną, a przecież lecimy najpierw to Aten (Grecja znajduje się w strefie Schengen i nie obowiązują tu przecież kontrole na granicach wewnętrznych). Zauważamy, że lotnisko poszło z duchem czasu, a bramki służące do kontroli paszportów są automatyczne. Najpierw przykładamy paszport stroną ze zdjęciem do maszyny skanującej, a potem gdy otwierają się drzwiczki, specjalny algorytm porównuje widok naszej twarzy z kamerki ze zdjęciem paszportu.
Przy wejściu do samolotu dowiadujemy się dlaczego kontrola była tu, a nie w Grecji. Przy gate’cie czeka na nas piękny, żółty Boeing 787 Dreamliner – ten sam, którym polecimy do Singapuru. Oznacza to, że w Atenach odbędzie się tylko międzylądowanie – tankowanie samolotu i dosiadka dodatkowych pasażerów.
Po lądowaniu w Atenach musimy opuścić samolot, w którym zostawiamy bagaże. Okazuje się jednak, że nie postąpiliśmy właściwie, a bagaże powinniśmy wziąć ze sobą. Na szczęście obsługa lotu zareagowała wystarczająco szybko, a my, co prawda zdziwieni, mogliśmy po nie wrócić. Dopiero po chwili uświadamiamy sobie, że opuszczamy obszar celny Unii Europejskiej i potrzebna jest dodatkowa kontrola bezpieczeństwa. Musimy naprędce wypić napoje kupione w Berlinie, przez kontrolę bezpieczeństwa przechodzą przecież tylko te mające mniej niż 100 ml! Dobrze, że „najważniejszy” towar jest szczelnie opakowany w sealbag, który wraz z paragonem uprawnia nas do przewozu go transferem przez 24h. Po kontroli kierujemy się do odpowiedniej bramki i już bez sprawdzania paszportów wracamy do samolotu.
Pandemia dość mocno dała się we znaki i dość duży Dreamliner świecił pustkami. Jest bardzo wygodnie i wcale nie chodzi o to, że każdy z nas bez problemu mógł znaleźć dla siebie cały trzysiedzeniowy rząd. Po zakończeniu podróży mogę śmiało powiedzieć, że był to dla mnie chyba najwygodniejszy do tej pory lot międzykontynentalny. Scoot zadbał o miejsce na nogi nawet dla tak wysokich pasażerów jak ja (mam 195 cm wzrostu).
Na początku siadamy jednak razem. Po chwili rozmowy odpalamy Netflixa. Czeka na nas cały sezon „Szkoły dla Elity”. To także odpowiedni czas, by otworzyć szczelne opakowanie i opróżnić jego zawartość (zanim to zrobimy, zamawiamy jeszcze oczywiście colę z lodem).
Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem systemu w jakim składamy zamówienie. Pomimo tego, że są to „tanie” linie, pokroju naszego WizzAira, czy Ryanaira, w ich samolotach zaimplementowano system online, w którym nie tylko złożymy zamówienie z dostawą do zajmowanego miejsca, lecz także znajdziemy informację o pozycji samolotu, podstawowe gry, czy filmy do obejrzenia w czasie lotu. Wystarczy zeskanować kod QR, połączyć się z wewnętrzną siecią WiFi i już możemy się cieszyć wszystkimi tymi dogodnieniami. System zamówień znakomicie zastępuje znany nam z Ryanaira sposób sprzedaży „na wózek”, czyli nieustanne wycieczki załogi wzdłuż kabiny i głośne nagabywanie na zakup posiłków, napoi, perfum, czy zdrapek. Tu każdy może zamówić co chce i kiedy chce. Michaelu O’Leary – ucz się! Jedyną wadą całego systemu jest to, że za wszystko trzeba płacić, bowiem z uwagi na „taniość” taryfy, żadne dodatkowe usługi, posiłki, czy napoje nie są wliczone w cenę biletu.
Lot mija bardzo szybko, pomimo faktu, że z uwagi na sankcje nie możemy wejść w przestrzeń powietrzną Rosji, tym samym wydłużając drogę do Singapuru o 2h. Po ledwie 3 odcinkach i kilku drinkach kładziemy się spać. Jak już wcześniej wspomniałem, każdy z nas ma w dyspozycji cały trzysiedzeniowy rząd, co sprawia, że rano, nawet ja, budzę się wypoczęty.
W oczekiwaniu na lot do Bangkoku postanawiamy zwiedzić lotnisko Changi, tu zawsze jest co robić. Lotnisko jest bowiem tak duże, że między terminalami poruszamy się specjalną kolejką. Nie możemy jednak wyjechać do miasta, gdyż przed wyjazdem nie zrobiliśmy testów, potrzebnych przy przejściu imigracji. Po krótkim spacerze zaczynamy żałować swojej decyzji. Widać, że w Singapurze obowiązują jeszcze głębokie restrykcje. Już sam fakt, że z reguły dość zaludnione lotnisko jest prawie puste, zdaje się być zadziwiający. Na początku staramy się dotrzeć do najważniejszego punktu – motylarni. Okazuje się jednak, że z powodu remontu jest ona zamknięta, podobnie jak kilka innych ogrodów, czy cały terminal 2, w którym znajduje się najwięcej atrakcji. No cóż, zmęczeni znajdujemy więc miejsca do siedzenia przy gniazdkach i oczekujemy na lot.
Przy bramce, z której odlatujemy do Bangkoku czeka nas kolejna kontrola bezpieczeństwa. Mało tego – tutaj obsługa jest bardzo drobiazgowa i upierdliwa. Ku naszemu zdziwieniu Ani zabrano płyn do soczewek, który miał więcej niż 100 ml (w Europie płyn do soczewek uznawany jest za wyrób medyczny, więc nie obowiązują tu ograniczenia dotyczące pojemności, poza tym nie tylko widzieliśmy na lotnisku w Berlinie wielki baner, który o tym informował, ale przeszliśmy też już 3 inne, bezproblemowe kontrole bezpieczeństwa). Mój plecak zostaje rozpakowany w poszukiwaniu jakiegoś długopisu (a ja nie przewoziłem żadnego długopisu!). Okazało się, że ów długopis to mały śrubokręt, multitool, którego według obsługi, też nie mogłem zabrać na pokład, pomimo tego, że już prawie 5 lat nie rozpakowywałem dodatkowego wyposażenia mojego plecaka (możecie pomyśleć, ile lotów i kontroli bezpieczeństwa miał on za sobą).
Do Singapuru wylatujemy z lekkim opóźnieniem, również liniami Scoot, tym razem ciasnym i przepełnionym Airbusem A321-neo. Na pokładzie wypełniamy kartki imigracyjne potrzebne, by przekroczyć granicę Tajlandii. O restrykcjach oraz obecnych warunkach wjazdu do Tajlandii przeczytacie tutaj. Wkrótce możemy powitać naszą tajską przygodę! ☺️
[ obrazek wyróżniający: W drodze do Tajlandii / Żródło własne ]
Thanks for your blog, nice to read. Do not stop.